Ułatwienia dostępu

  • slider01.jpg
  • slider02.jpg
  • slider03.jpg
  • slider04.jpg
  • slider05.jpg

Miodosytnia Pasieka Jaros

Zakład zlokalizowany pod Tomaszowem Mazowieckim odwiedzony przez uczestników konferencji miodosytniczej 18 listopada ma dłuższe tradycje od Miodosytni Imbiorowicz. O jego powstaniu zadecydowała potrzeba chwili. Maciej Jaros u zmierzchu PRL-u prowadził bardzo duże jak na tamte czasy gospodarstwo pasieczne liczące ok. 450 produkcyjnych rodzin pszczelich.

Transformacja systemowa zapoczątkowana w 1989 roku sprawiła, że sprzedaż dużych ilości miodu hurtowo stała się niemożliwa. – W początkach lat 90. spółdzielnie ogrodniczo-pszczelarskie poupadały, a firmy prywatne skupujące miód jeszcze nie istniały. Huty niechętnie sprzedawały słoiki indywidualnym osobom.

Jednym słowem były to realia rynkowe dziś bardzo trudne do wyobrażenia. Ojciec miał jednak pewne doświadczenia w produkcji miodów pitnych i właśnie na taki produkt postanowił przerobić zapas miodu, który powstał w tych trudnych latach – wyjaśnia Marcin Jaros (fot. 4), który specjalizuje się w produkcji miodów pitnych i obecnie zarządza już miodosytnią i realizowanymi w niej działaniach.

Maciej Jaros wciąż zajmuje się pszczelarstwem. Jego pasieka mocno się jednak zmniejszyła i dziś liczy ok. 80 rodzin pszczelich. Miodosytnia współpracuje więc z kilkoma zaufanymi pszczelarzami w zakresie zakupu surowca. Tego potrzeba dość dużo, gdyż sprzedaż trunku rozwinęła się w kraju i za granicą.

Rocznie miodosytnia Pasieka Jaros sprzedaje blisko 40 000 l gotowych wyrobów: półtoraków, dwójniaków, trójniaków. Część z nich sprzedawana jest w butelkach szklanych, a część w kamionkach. Te są produkowane w firmie, a nad procesem tym czuwa drugi z synów Macieja Jarosa – Bartłomiej (fot. 5).

Poza naczyniami do konfekcjonowania trunków w Pasiece Jaros i innych miodosytniach (np. litewska Susves midus) wypala się tu czarki do picia miodów pitnych i inne jeszcze gadżety z gliny.

Synowa Macieja Jarosa, Monika Jaros, kieruje działem jakości i laboratorium. Miodosytnia Pasieka Jaros, podobnie jak Miodosytnia Imbiorowicz, jest więc także prowadzona rodzinnie, choć jej struktura jest znacznie większa. Podmiot ten jest miejscem zatrudnienia dla 16 osób.


Fot. 4. Marcin Jaros opowiadał gościom o histroii oraz aktualnej działalności miodosytni Pasieka Jaros. Fot. Michał Piątek

– Pszczelarze są w uprzywilejowanej sytuacji w kontekście produkcji miodów pitnych. Praca w pasiece wybornie się przekłada na zdolność podejmowania decyzji co do wyrobu alkoholu na bazie miodu. Pasiecznicy lepiej rozumieją naturę poszczególnych gatunków miodu, wiedzą, do czego one się nadają i co można z nich zrobić.

Sam pomagałem tacie w pracy z pszczołami od 12 roku życia. Jestem zdania, że miody pozyskiwane w polskich warunkach klimatycznych, w tej szerokości geograficznej są tak aromatyczne, że nie ma sensu wzbogacanie ich o taniny dębowe. Nie leżakujemy więc miodów w beczkach.

Staram się raczej w pełni uwypuklić te ich naturalne walory, podkreślić to, co w nich najlepsze – mówi Marcin Jaros, absolwent Politechniki Łódzkiej na wydziale biotechnologii o specjalizacji technologia fermentacji. Część receptur trunków wytwarzanych w miodosytni to przepisy przekazywane w rodzinie Jarosów od pokoleń.

Inne produkty są z kolei owocami przemyśleń tego zawodowego miodosytnika. Trzeba jednak przyznać, że czasem o powstaniu produktu, który został dobrze przyjęty na rynku, decydował przypadek. – Pewnego razu znajomy ogrodnik narzekał na niskie ceny malin. Stwierdził, że likwiduje plantację, bo owoce są tak tanie, że pieniądze uzyskane z ich sprzedaży nie wystarczają nawet na wypłaty dla rwaczy, o ile w ogóle można je sprzedać.

Poprosiłem więc, żeby przywiózł maliny do nas, a ja postaram się znaleźć dla nich zastosowanie. I tak powstał dwójniak „Maliniak”, który już od wielu lat nieprzerwanie znajduje się w naszej ofercie – mówi Marcin Jaros.


Fot. 5. Bartłomiej Jaros informował o procesach produkcji ceramiki. Fot. Michał Piątek

W gronie licznych nagród i wyróżnień (m.in. medale na Mazer Cup czy Apislavii) jedno ma szczególnie doniosłe znaczenie. Organizacja Slow Food z siedzibą we Włoszech zaprosiła miodosytnię Jarosów do udziału w targach Salon Smaków w Turynie. Wspiera ona wytwórców żywności niskoprzetworzonej.

Podczas konkursu miodów pitnych dwójniak „Koronny” z miodosytni Pasieka Jaros uznany został najlepszym miodem pitnym na świecie. Idee promowane Slow Food są bliskie Marcinowi Jarosowi w życiu prywatnym – przyznaje, że w pewnej mierze sam uprawia żywność, którą spożywa jego najbliższa rodzina, choć z ekonomicznego punktu widzenia nie ma to sensu – ale i zawodowym. Dobrym przykładem tego jest sposób stabilizacji miodów pitnych.

Nie stosuje się tu siarkowania czy żadnych innych substancji konserwujących. Podczas zlewania miodu znad osadu jest on poddawany ogrzewaniu w przepływowym pasteryzatorze. W miejsce metody chemicznej stosowane jest więc rozwiązanie termiczne.

W planach na najbliższe lata jest przede wszystkim utrzymanie wysokiej jakości produkcji. Jej zwiększenie nie jest priorytetem. Warto jednak przyznać, że 16 000 l fermentory, ciąg 10 000 l zbiorników leżakowych czy dekrystalizatornia wypełniona beczkami z miodem robią wrażenie.

Jest tu także dobrze wyposażony sklep, gdzie zaopatrzyć można się we wszystkie pozyskiwane w gospodarstwie i wytwarzane w zakładzie produkty.

Wizyty w miodosytniach pozwalają dobrze zrozumieć, co składa się na końcowy produkt. Części składowych jest naprawdę wiele, a najważniejsze to wiedza i nieustanna chęć jej pogłębiania, konsekwencja w działaniu granicząca z uporem, cierpliwość i pokora wobec siebie, oczekiwań własnych oraz konsumentów.

Źródło:  https://pasieka24.pl/index.php/pl-pl/pasieka-czasopismo-dla-pszczelarzy/195-pasieka-3-2020/2523-polskie-miodosytnie-wybrane-przyklady

 

Zapisy na wycieczkę przyjmuje nasz sekretarz Pani Basia

 

Koszt wycieczki degustacja w miodosytni 50 zł.  oraz obiad we własnym zakresie w Polichnie.

 

Zarząd Koła pokrywa koszty przejazdu dla członka koła i osoby towarzyszącej.